
Wszyscy coś kolekcjonują
Zbieracze najczęściej kojarzą się z filatelistyką, numizmatyką, ewentualnie koneserstwem sztuki. Ktoś powie: „Ten to jest kolekcjoner!”, a od razu na myśl przychodzą klasery ze znaczkami, albumy z monetami, ewentualnie ściany obwieszone obrazami.
Dopiero po chwili te tradycyjne wizje zostają starte przez wiadomość pomocniczą: „No, bo zbiera stare butelki.”.
Moja mama przechodziła przez fazę gromadzenia kaktusów, zastawiając ciasne mieszkanie M-5 specjalnymi stojaczkami, na których rzędami stały maleńkie doniczki. Niebezpieczne zamiłowanie, bowiem sukulenty miały kolce, ale przynajmniej nie trzeba ich było wiecznie podlewać. Faza ta przeminęła, by dać miejsce kuflom na piwo, które wpierw zagościły na przeszklonych półkach kredensów, a później poczęły wypierać bibeloty z półek otwartych. Chałupa wyglądała jak mekka piwoszy, aczkolwiek nikt w rodzinie nie gustował w browarze.
Ojciec, oprócz znaczków, zbierał literaturę wojenną, kryminalną tudzież historyczną. Mama też kupowała książki, lecz tylko te spod lady - nikt ich nie czytywał, więc prezentowały jeno swoje piękne grzbiety w miejscach uchwytnych dla oka, urzekając sąsiadów inteligentnie brzmiącymi tytułami. Na szczęście goście nie byli na tyle żądni treści tych rzadkich pozycji, by je chwytać i oddać się lekturze. Kartkowanie posklejanych stron i nastręczyłoby problemów czytelnikom, i przyniosło wstyd gospodarzom.
Siostra dzieliła pokój z tłumem 50 lalek. Były lalki plastikowe i takie bardziej gumowe, małe, duże i ogromne, nagie i ubrane. Każda miała obojętny wyraz twarzy i każdą wypełniała w mniejszym lub większym stopniu woda, ponieważ siostra grała rolę siostry, czyli pielęgniarki, serwując lalkom codzienną dawkę zastrzyków. Mama donosiła strzykawki i igły z przychodni, gdzie pracowała, by zaspokoić te medyczne hobby.
Dziadek posiadał starą szafę, w której akumulował sprzęt elektroniczny. Organizował magazynek na czas emerytury, której zresztą nie dożył, aby „coś” zrobić. Szafa budziła ciekawość swoją zawartością: na wewnętrznej stronie drzwi wisiały liczne kable, zakończone lśniącymi wtyczkami, zaś półki uginały się pod ciężarem amperomierzy, oscyloskopów, mechanicznych kalkulatorów, transformatorów, zasilaczy, wskaźników napięcia tudzież innych przyrządów, których nazwy i przeznaczenia nie znał nikt prócz dziadka. Nie dziwota, iż wokół szafy, a zwłaszcza jej wartości pieniężnej, rosły legendy rodzinne. Z kolei w piwnicy, pod zwałami węgla, dziadek przechowywał słoiki zapełnione PRL-owskimi dychami, przez co należał do grupy numizmatyków-inwestorów.
Zacząłem od tworzenia kolekcji nalepek, które odmaczałem od butelek i słoików w zlewie, by je jeszcze wilgotne rozprostować pomiędzy stronicami książek. Szkoda, że się gdzieś zapodziały, ponieważ wszelkie relikwie z Polski Ludowej są obecnie cenne. Gdy nauczyłem się czytać, przyszła pora na komiksy, które skupowałem od pierwszego numeru i składałem starannie na kupki w szufladach. Posiadałem komplety kultowych tytułów: „Relax”, „Tytus, Romek i Atomek”, „Alfa” i „Kapitan Kloss”. Potem przerzuciłem się na modele kolejek HO, (wówczas do nabycia tylko w Składnicy Harcerskiej), a także przejąłem administrację zbiorów filatelistycznych ojca.
Mój syn wolał karty Pokémon oraz klocki LEGO. Pewnego dnia zaciągnął mnie do sklepu zawalonego grami planszowymi - nie wiedziałem, że takie salony istnieją. Tam fundnąłem mu 20 talii kart z pierwszymi wydaniami pokemona (był to rok wprowadzenia tej gry na rynek) tudzież 4 specjalne albumy, w których zbieracze karty przechowują. Albumy przetrwały do dziś, zaś ich obecna cena wywołuje zawrót głowy. Z kolei zestawów LEGO przygarnęliśmy tyle, że złożone domy, statki kosmiczne, samochody, dźwigi, samoloty i w ogóle całe miasta uniemożliwiły poruszanie się po pokojach, więc musieliśmy wszystkie konstrukcje na gwałt złożyć i powkładać klocki z powrotem do pudełek.
Siostrzeńcy zaklinają się, że nic nie kolekcjonują, bo przecież to przeżytek w nowej erze wirtualnej. Tymczasem na ich dyskach twardych piętrzą się pliki muzyczne MP3, zdjęcia JPG oraz gry komputerowe, posegregowane w plikach o przemyślnych nazwach. Zaopatrzyli się w laptopy, tablety czy smartfony, za pomocą których mogą prezentować swój zero-jedynkowy asortyment w galeriach. Ślizgają palcami po ekranach urządzeń, przebierają, wybierają, demonstrują kawałek utworu, a jednocześnie wydobywają na monitor śmieszną fotkę z ostatniego koncertu, ale zaraz wszystko zamykają i otwierają najnowszą wersję Cyberpunka, Dooma bądź Wastelanda, zaś strzelając do cybernetycznych wrogów prowadzą dyskursy z innym graczami poprzez komunikatory.
Tkwi w nich jednak chęć posiadania unikatu - chęć trudna do nasycenia, gdy dysponują jeno cyfrowym kodem łatwym do powielenia w milionach kolejnych „egzemplarzy”. Wówczas, kiedy ta odwieczna żądza bycia innym, wyjątkowym, dzierżącym „coś” namacalnego, „coś” do potrzymania, „coś” odcinającego posiadacza od reszty nieposiadaczy, „coś” do wyeksponowania w całym sensie tego słowa, czyli aby to „coś” można było obejść, może podrzucić, może powąchać, może lekko dotknąć, ujawnić nie tylko na ekranie lub w głośniku - wówczas właśnie kupują płytę CD lub DVD. Zestaw nośnika, pudełka i okładki jest już trudniejszy do reprodukcji przez cwaniaczków.
Kolekcjonerstwo to niby domena płci męskiej. Sterani rutynową pracą osobniki zaszywają się wieczorami w kątach pokojów, na strychach, w piwnicach, w garażach czy gdzie tam, by przeglądać i porządkować zbiory, dłubać w nich i je upiększać, a także snuć plany o nowych działach kolekcji. Tymczasem niby-nie-kolekcjonerskie panie deponują w garderobach buty, sukienki, szaliki, spodnie, rękawiczki, torebki i wszystko, co da się ubrać bądź powiesić na sobie, budując tym samym istną galerię tekstylną. Nikt nigdy nie będzie w stanie znosić zgromadzonych ciuchów czy zużyć ton kosmetyków, a jednak one tam tkwią niczym na wystawie. A poduszki ozdobne? A statuetki? A obrusy, kwiaty, dywany, obrazki, stojaczki, kryształy, kolorowe magazyny, lampki? Czy tym podobne dekoracje bądź utensylia nie są tak naprawdę eksponatami w domu przekształconym w małe muzeum? Czyż kobieta nie szanuje tych przedmiotów, ścierając z nich kurz i myjąc je, przestawiając i przewieszając, poprawiając i prostując? Wszak to zabiegi kolekcjonerskie!
Ludzie zbierają wszystko: pudełka po zapałkach, puszki po Coca-Coli, odznaki, tarcze szkolne, proporce, pluszowe zabawki, zegarki, pocztówki, instrumenty dęte, bursztyny, reklamówki samochodów, modele samochodów, prawdziwe samochody, broń palną i białą, płyty winylowe, kolczyki, plakaty gwiazd, pióra wieczne, porcelanę, puchary, tekturowe podkładki pod kubki, same kubki, nalepki Gangu Fajniaków, samych Fajniaków, analogowe aparaty fotograficzne, kapelusze, alkohole w małych buteleczkach, autografy, bilety przejazdowe...
Niektórzy tworzą kolekcje wyjątkowe, gromadząc drewniane deski kuchenne, tablice rejestracyjne, mapy, lampy naftowe, metalowe pojemniki kuchenne, koszyki, maszyny do pisania, wstążki jeździeckie, lusterka ręczne, szpule nici różnych firm, drapaczki do pleców, kostki mydła, loczki włosów gwiazd filmowych, nalepki z bananów, gwoździe, pachołki drogowe, miniaturowe krzesełka, szklane butelki po mleku, gumki do mazania, zawieszki hotelowe „Nie przeszkadzać”, pasty do zębów, serwetki, deski surfingowe...
Jeżeli ktoś uważa, że nic nie chomikuje i nigdy nic chomikował nie będzie, to jest w grubym błędzie, bowiem kolekcjonuje wspomnienia, kroki na krokomierzu, gramy mięśni w siłowni, zdjęcia na smartfonie, pieniądze w banku, numery telefonów, rachunki za gaz, zaliczone miasta itd. Nikt od kolekcjonerstwa nie ucieknie, kolekcjonując w pamięci bądź w pamiętnikach, w segregatorach biurowych bądź na przenośnych dyskach, w szafach czy na laptopach, w albumach czy w komputerowych folderach.
Kolekcjonerstwo leży w naturze człowieka, który zbiera na zapas, dla przyjemności, dla potomnych, ku pamięci, w celach edukacyjnych lub inwestycyjnych. Poza tym któż nie lubi się skolekcjonowanymi rzeczami czy doświadczeniami chwalić, w najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa, czyli w sensie dzielenia się pasją i radością?
Kolekcjonerstwo jest też tęsknotą za innością, wyrażoną w sekretnej myśli nieskromnej: mam to, czego nikt inny nie ma! Nic złego w zdrowej konkurencyjności, katalizującej nowe pomysły i doświadczenia.
Dbajmy zatem o swoje kolekcje, które nie tylko uczą faktów o tym i owym, ale i inspirują ku indywidualności i wytrwałości.
Adam Ciesielski